Po roku walki i przebywania na boiskach A klasy nasz zespół żegna się z tym poziomem rozgrywkowym. Na pewno nie tak miało to wszystko wyglądać. Jako beniaminek liczyliśmy,że utrzymamy się bez większych problemów. Tymczasem od początku czegoś nam brakowało. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Nie można powiedzieć, że sprawa spadku to wyłącznie brak umiejętności zawodników. Czasem brakowało boiskowego cwaniactwa, czasem chłodnej głowy, czasem po prostu szczęścia. Każdy mecz to była osobna historia tego szalonego sezonu. Bo jak nie nazwać go szalonym skoro w pierwszym meczu prowadziliśmy 3:0 żeby przegrać 3:4. Jak nie nazwać go szalonym skoro graliśmy kilka meczów na błocie, wodzie i nawet śniegu. Jak nie nazwać go szalonym skoro na początku sezonu w każdym meczu obrona wyglądała zupełnie inaczej a trzon obrony stanowili byli napastnicy. Jak nie nazwać go szalonym skoro na wiosnę kilka kolejek zostało przekładanych i zmieniało zupełnie szyk terminarza. Jak nie nazwać go szalonym skoro w wielu meczach graliśmy lepiej i ładniej na wyjazdach.
Wszystko miało zacząć się jak z bajki. Każdy z utęsknieniem wyczekiwał pierwszego gwizdka arbitra w A klasie. Pierwszy mecz odbył się 15 sierpnia w sobotę. Nasza drużyna była w świetnej formie. W pucharze pokonaliśmy nawet wyżej notowaną ekipę z Brodów. Wszystko gotowe możemy zaczynać. I rzeczywiście początek był fenomenalny. Po 30 minutach gry zasłużone i wysokie prowadzenie 3:0. Premierową bramkę na A klasowych boiskach zdobył Adam Pękala nasz doświadczony zawodnik. Szkoda że był to ostatni dobry mecz w wykonaniu pomocnika Leskowca. Wszystko pięknie się układało, ale Budzów zrobił rzecz nieprawdopodobną – odrobił stratę i strzelił gola, który dał im pierwsze 3 punkty. My załamani zostaliśmy z niczym. To spotkanie trochę złamało naszych zawodników.
Szansa na pierwsze punkty była już w następną niedzielę. I tutaj kolejny dziwny splot sytuacji. Mamy mecz z Astrą Spytkowice z którą potem będziemy się bić o utrzymanie a jednocześnie wesele Marcina Miśka. Nasi próbowali ten mecz przełożyć, ale gospodarze się po prostu nie zgodzili upatrując w tym meczu łatwych trzech punktów. I rzeczywiście Astra zdobyła 3 punkty, ale nie bez trudności. Nasi w pierwszej połowie grając trochę niesieni entuzjazmem strzelili gola dającego prowadzenie 1:0. Jednak po przerwie cwaniactwo gospodarzy i wygrana 3:1. Już po pierwszych meczach zrozumieliśmy, że ten sezon będzie bardzo bardzo trudny.
Kolejne spotkanie dało nam w końcu punkt, ale oczekiwaliśmy znacznie więcej. W czwartej kolejce wybraliśmy się do Stanisławia, aby tam grać mecz z liderem tabeli. Mało z kibiców wie, że tamto spotkanie było jednym z najlepszych meczów w tym sezonie. Po golu niezawodnego Pawła Kołodziejczyka prowadziliśmy 1:0. Cóż z tego jak po indywidualnych błędach przegraliśmy 1:2, ale z tego meczu mogliśmy być zadowoleni. Gdybyśmy więcej takich meczów zagrali to na pewno A klasa została by w Rzykach. Jednak trenera Fornalczyka niepokoiło co innego. Kontuzja i to dosyć poważna Jarosława Sochy. Tak zakończył się pierwsza część sezonu. W tych spotkaniach brakowało cwaniactwa boiskowego oraz szczęścia.
Po tygodniu pierwsze derby w tym sezonie. Mecz z Halniakiem miał być przełamaniem, ale pojawił się nowy problem – brak skuteczności. Obrona też nie grała najlepiej. Punkt z Halniakiem uratował Łukasz Kołodziejczyk, który obronił rzut karny. Kibice się niecierpliwili, a przełamania nie było widać. Seria porażek 0:2, 0:3 i 0:4 kolejno z Paszkówką, Białką i Łączanami nic dobrego nie zwiastowały. W tych spotkaniach brakowało skuteczności, brakowało dobrej gry obronnej(w każdym meczu widzieliśmy inną czwórkę broniącą) i po prostu brakowało umiejętności z wyżej notowanymi rywalami.
W środku tygodnia doszła do nas wiadomość, że trener Fornalczyk rezygnuje. Jakież było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy go w niedzielnym meczu z Suchą Beskidzką na ławce trenerskiej. Trener postanowił, że dotrwa ze swoimi chociaż do końca rundy. Zamieszanie z zmianą trenera dobrze podziałało na piłkarzy, którzy w drugiej odsłonie z Babią zagrali z charakterem i wygrali 3:2. Tydzień później mecz z powodu pierwszego ataku zimy został przełożony. Po dwóch tygodniach znowu wracamy do gry. Na błotnistej płycie boiska w Wieprzu przegrywamy 1:2 ale powiedzenie „zagrali jak nigdy a przegrali jak zawsze” idealnie opisuje przebieg tego spotkania. Za tydzień derby z Burzą Roczyny. Spotkanie bez historii. Porażka 0:2. Ostatnie wyjazdowe spotkanie w tej rudzie graliśmy z Chczonią. Remis 1:1 chociaż powinniśmy wygrać przynajmniej różnicą dwóch trafień. Jesień kończyliśmy zaległym meczem ze Stryszawą. Porażka na ośnieżonym boisku 0:2.
Ta runda była naprawdę dziwna. Brak szczęścia i cwaniactwa boiskowego w pierwszych meczach. Brak skuteczności i słaba gra obronna w kolejnych meczach. Ostatni etap to piękna gra naszych zawodników, która jednak nic nie dawała. Trener Fornalczyk stracił u niektórych zawodników autorytet. Zarząd również był zdegustowany jego sposobem prowadzenia drużyny i ostatecznie obie strony rozstały się. Miejsce trenera Fornalczyka zajął Ireneusz Rajda wraz z Piotrem Zawadzkim. Zarząd postanowił, że da naszym zawodnikom trenera energicznego, który będzie się starał uratować zespół przed spadkiem.
I rzeczywiście trenerzy od razu wzięli się do ostrej pracy. Zawodnicy zrozumieli, że tylko ciężką pracą są w stanie się utrzymać. Cieszył również powrót do kadry Tomasza Młocka i Tomasza Łysonia. Zespołowi miał pomóc również Wiesław Rusinek. Sparingi pokazały, że jesteśmy w stanie nawiązać walkę. 28 marca pojechaliśmy do Budzowa na pierwszą bitwę. Remis 1:1 wydawał się sukcesem, ale cała runda pokazała, że remis to było zbyt mało w tym meczu. Tydzień później mecz za „6”punktów. Remis 2:2 był głównie sprawą sędziego tego spotkania. Kolejny ważny mecz mieliśmy zagrać w za tydzień, ale mecz został przełożony ze względu na katastrofę smoleńską. Po dwu tygodniowej przerwie wróciliśmy do gry. Derby z Halniakiem zapowiadały się interesująco. I nasz zespół pokazał klasę i wygrał 3:1. Tydzień później wygraliśmy po jeszcze piękniejszym meczu 4:2 z Paszkówką. Wydawało się, że to co niemożliwe stanie się możliwe. Trener Rajda jednak przeczuwał, że następne mecze będą kluczowe. W Białce porażka 0:3 chodź wcale ona tak nie powinna wyglądać. Coś w naszej maszynce się zacięło. Za tydzień mecz, który nie powinien się odbyć. Z Łączanami remisujemy 0:0. Nasz mecz się odbył bo tak nakazał sędzia a mecz w III lidze na świetnym boisku Hutnika, gdzie krakowska drużyna miała grać z Beskidem Andrychów został odwołany. Ten mecz miał chyba kluczowe znaczenie. Bo nie dość że straciliśmy 2 punkty to jeszcze straciliśmy kilku zawodników na mecz z Suchą, którzy rozchorowali się po grze na wodzie. Do Suchej jechaliśmy jak na rozstrzelanie. I tak się też stało – najwyższa porażka 0:4. W Stryszawie było lepiej bo tylko przegraliśmy 0:2, ale warto zauważyć, że Jałowiec był w bardzo niskiej formie i to było ich ostatnie zwycięstwo w tym sezonie. Remis w Stroniach nie cieszył nas i chyba wtedy wielu kibiców zrozumiało, że widma spadku nie da się uratować. Nadzieja nadal się jednak tliła. Mecz z Wieprzem był meczem ostatniej szansy. Porażka po fatalnym błędzie naszego bramkarza 1:2 i ostateczny koniec walki o utrzymanie. Wojna została przegrana. Kolejne mecze ze Stanisławianą(7:1), Roczynami(0:2) i Chocznią(4:1) były już tylko o honor. Ostatecznie zajęliśmy 13 miejsce w tabeli gromadząc 22 punkty, ale tylko 6 na jesień. Kluczowym meczem z perspektywy całego sezony był mecz wyjazdowy z Orłem Wieprz. Bo gdybyśmy tam wygrali to być może mielibyśmy dwucyfrową liczbę punktów na jesień a tym samym otwartą drogę do utrzymania. Chodź niektórzy np. Janusz Bury twierdzili, że gdybyśmy mecz z Budzowem wygrali to Leskowiec byłby przynajmniej w środku tabeli. Tego tak naprawdę nigdy się nie dowiemy.
Najlepszym zawodnikiem w naszej ekipie był Paweł Kołodziejczyk – najlepszy strzelec Leskowca. Mamy nadzieję, że po roku spędzonym na boiskach B klasy znów wrócimy do elity, bo na pewno stać na to naszą drużynę i to pokazaliśmy w niektórych meczach na wiosnę.